Dzisiaj będzie kilka słów o tyciu, jedzeniu i dlaczego mamy obsesję na tym punkcie.
Nasz grubasek |
Po urodzeniu Błażej, o dziwo, nie ważył wcale tak mało, jak można się było spodziewać. Wiedzieliśmy, że będzie chory, lekarze stawiali coraz cięższe diagnozy i byliśmy nastawieni na najgorsze.
A że dzisiaj skupiamy się na wadze to 2490 g, z którymi poznaliśmy Błażeja było dobrym wynikiem. Lekarze myśleli, że ma, wśród wielu swoich wad, także dziurawy przełyk. Więc niestety nie mógł starym noworodkowym zwyczajem poznać świata od dobrej strony wypicia pysznego mleczka.
Dostał tylko kroplówkę i aż do operacji serca, podczas której miał pięć dni, nie mógł niczego zjeść. Zanim lekarze zaczęli naprawiać serce, sprawdzili, że jednak z przełykiem jest wszystko w porządku.
Niestety po operacji nadal nie mógł jeść, ponieważ musiał najpierw zmierzyć się z walką o oddychanie, infekcjami i dziesiątkami leków. Miał trzy miesiące, gdy mogliśmy zabrać go do domu i od tego momentu waga Błażeja stała się jedną z naszych obsesji.
Ciągle ktoś pytał, ile waży. Każda kontrola u specjalisty zaczynała się od naszych tłumaczeń, czemu wciąż tak mało.
Bo wiecie, stawaliśmy na głowie, żeby waga drgnęła. A ona drgała faktycznie, raz w jedną, raz w drugą stronę.
Operacje, zabiegi to zawsze były kroki w tył. W domu różne sposoby na odrobienie straconych kilogramów i walka o kolejne.
Musi ważyć więcej, żeby się rozwijać, mieć siłę na ćwiczenia, zajęcia, chodzenie. Musi być dobrze odżywiony, żeby jego kruchy organizm był silniejszy.
Olej, masło, jajka, wyleczone różne brzuszkowe problemy, gastrolodzy, dietetycy, badania no i torty na imprezach w przedszkolu.
A dzisiaj rano Błażej zrobił nam bardzo miłą niespodziankę.
W ciągu trzech miesięcy przytył ponad kilogram. A zwykle trwało to przynajmniej rok.
Kilogram! To naprawdę sporo, gdy waży się niewiele ponad 13 kg.
Jest dobrze, tuczymy dalej!