No i cóż, niby ma Błażejuś dobre wyniki immunologiczne, myjemy mu rączki, we wszystkich kieszeniach noszę (i używam) żeli antybakteryjnych. I co? I nic to nie dało. Błaży podczas zeszłotygodniowej wizyty u kardiloga przywlókł coś rotawirusowego. Przez cały weekend bolał go brzuszek i zjadał marchewkę w ilościach hurtowych. Dzisiaj triumfalnie wrócił do przedszkola, nawet miał iść w piątek pierwszy raz na wycieczkę do muzeum. Ale niestety kaszel wstrzymał plany. Pani doktor pilnie wezwana z hospicjum na szczęście nie stwierdziła zmian w płucach, za to jakiś nalot w gardle jest. Na razie bez gorączki, kataru. Bez antybiotyku. Czekamy. Trzymamy kciuki.
A u kardiologa jakiś dodatkowy skurcz wysłuchali, Błaży miał założonego holtera. Wynik za tydzień. Tutaj też prosimy o kciuki.
Humor na szczęście dopisuje: