Kiedyś, kiedyś słowo hospicjum kojarzyło mi się tylko ze starszymi, bardzo chorymi ludźmi, którym zostało kilka miesięcy życia. Gdy usłyszałam je w trzecim miesiącu życia Błażejka, to przeszył mnie dreszcz i nie chciałam żeby to jego dotyczyło. Za chwilę jednak poznałam panią doktor z hospicjum dla dzieci Alma spei i Błażej mógł mieć nadzieję na opuszczenie szpitala. Przepisy są bowiem takie, że kiedy maluch ma sondę to nie można zostawić rodziców na pastwę losu, potrzebna jest pomoc. Wtedy już oswajałam się ze słowem hospicjum i zaczęło mi się kojarzyć coraz lepiej.
Kiedy w końcu udało nam się zabrać kawalera ze szpitala, to w domu pojawiły się panie doktor i pani pielęgniarka. Pokazały jak kąpać malucha (zasady tej pierwszej kąpieli zachowaliśmy do dzisiaj), opowiedziały jak wygląda opieka hospicjum, że będą nas odwiedzać i wspierać na różne sposoby. Pamiętam z tego pierwszego dnia posmak radości i strachu, który dzięki hospicjum był trochę mniejszy, wiedziałam, że mogę o każdej porze zadzwonić i prosić o pomoc. Dostaliśmy też koncentrator tlenu, inhalator, ssak, które niedługo się przydały. A oto jak wtedy prezentował się nasz chłopczyk:
A w ostatnią sobotę byliśmy na uroczystości pięciolecia istnienia „naszego” hospicjum. Błażej co prawda poszedł szybko spać, ale chwilę pooglądał i posłuchał:
Teraz kiedy myślę o hospicjum kojarzy mi się z dobrymi rzeczami, wizytami wolontariuszy, imprezami urodzinowymi organizowanymi dla Błażejka, Mikołajkami, wycieczkami….i że zawsze możemy liczyć na pomoc.
Dziękujemy za wszystko i cieszymy się, że ktoś wymyślił hospicja domowe!